Brunicę, czyli z górnołużyckiego węgiel brunatny, na Łużycach wydobywano już w XVIII wieku wykorzystując jej złoża płytko zalegające pod ziemią. Obok Worka Turoszowskiego kopalniami obrodziły obszary pomiędzy Lubaniem i Zgorzelcem oraz Białą Wodą i Mużakowem. Tylko na przedmieściach Zgorzelca funkcjonowały następujące kopalnie głębinowe węgla brunatnego – „Friedrich Anna” na Ujeździe, kopalnia w Jerzmankach oraz sztolnie wokół wsi Berzdorf. W tej ostatniej, w 1919 roku sposób wydobycia zmieniono na odkrywkowy, ale w 1927 r. zamknięto. Po wojnie wydobycie wznowiono a także wybudowano elektrownie jednak w 1997 ostatecznie zakończyła działalność. Wyrobisko przekształcono w atrakcyjny akwen będący obecnie jedną z największych atrakcji Görlitz. Jedynym zabytkiem techniki jaki pozostał po tym okresie jest koparka czerpakowa na osiedlu Hagenwerder. Dla prężnie rozwijającego się XIX-wiecznego Zgorzelca obie kopalnie były niewystarczająco efektywne a miasto potrzebowało coraz więcej paliwa i energii elektrycznej. Ponadto większość tych starszych zakładów wydobywczych byłą mało efektywna i niebezpieczna. Postęp wymagał wielkiej inwestycji i na nią miasto się zdecydowało. Lokalizacją stał się las 6 kilometrów na zachód od rozbudowywanego od połowy XIX wieku węzła kolejowego w Węglińcu. Miejsce wybrano dlatego, że w 1858 roku podczas kopania studni dla pobliskiego leśnictwa natrafiono na węgiel brunatny. Las należał też do miasta, więc nie trzeba było wydawać sporych sum na wykup gruntów. Pomagała też bliskość infrastruktury kolejowej.

Kombinat zaczął działać w 1903 roku. Wydobycie rozpoczęto dopiero dwa lata później a produkcje energii w 1912 roku. Trzy turbogeneratory wytwarzały łącznie 16 Megawatów. Szyb głębinowy ulokowany był 4 kilometry na północny zachód od elektrowni, z czasem uruchomiono też odkrywkę. Kompleks posiadał także brykietownie. Dodatkowym atutem lokalnych złóż była pewna zawartość wosku ziemnego, zwanego woskiem Montana. Był on niegdyś szeroko stosowany w przemyśle tekstylnym, papierniczym, poligraficznym oraz zbrojeniowym. Po dokończeniu budowy praktycznie z roku na rok elektrownia zwiększała swoją wydajność. Wychodziły z niej dwie główne linie – jedna w kierunku Zgorzelca, druga w kierunku Niskiej.

Obok elektrowni usadowiono nie tylko budynki biurowe i socjalne. W bezpośrednim sąsiedztwie zakładu wybudowano osiedle dla pracowników. W 1929 roku administracyjnie przyłączono kombinat do Węglinca, gdzie przeniesiono dyrekcje. Przy drodze z miasteczka do elektrowni powstało też kolejne osiedle górnicze. Na potrzeby pracowników kopalni domy powstały też we wsi Czerwona Woda, z której można było dostać się do pracy koleją.
Po zakończeniu II Wojny Światowej i ustaleniu granic elektrownia znalazła się w Polsce. Kilkutygodniowe walki toczone w na linii Pieńsk – Dłużyna Górna oraz wzdłuż rzeki Czernej Małej dały się we znaki kopalni, która została zdewastowana. Elektrownie i kopalnie uruchomiono już w 1946 roku, ale brykietownie dopiero kilka lat później. Rozruch wspomagali polscy repatrianci z kopalni francuskich i belgijskich. Po pewnych przetasowaniach z nazwami przy kombinacie pozostała nazwa Kaławsk a zakład nie był już związany z polskim Zgorzelcem. W latach 50-tych dawną miejską elektrownie i kopalnie skonsolidowano w jedno przedsiębiorstwo z kopalniami w Siekierczynie i Trójcy. Z czasem te dwie ostatnie zamknięto i wszystkie siły skupiono w Kaławsku. Kopalnia, brykietownia i elektrownia zatrudniały w początku lat 60-tych łącznie 800 osób! Wydobycie wynosiło 600 ton, brykietownia była w stanie przerobić 350 ton na dobę. Efektywność, choć nie wielka przy turoszowskim gigancie, sprzyjała mieszkańcom, bo dzięki zyskom z niej standard życia mieszkańców pobliskiego Węglinca był bardzo wysoki.

Niestety dobra passa skończyła się w 1970 roku. 22 stycznia po południu woda wdarła się do upadowej Rygle II, gdzie pracowało 43 górników. 37 z nich zdołało o własnych siłach, pomimo ciemności i potężnego ciśnienia wlewającej się wody oraz niesionych przez nią masom. Na pomoc ruszyły drużyny ratownicze w Kaławska, Wałbrzycha, Turoszowa a nawet Konina. Niestety katastrofa kosztowała życie pięciu górników.
Po usunięciu strat starano się przywrócić produktywność kopalni. Wymyślono dla niej też śmiały plan: otóż elektrownia wytwarza ogromne ilości ciepła, które można wykorzystać nie tylko na ogrzanie tych kilku budynków na osiedlu wokół. Powstała koncepcja połączenia Zielonki z nowo powstałym Państwowym Gospodarstwem Szklarniowym w pobliskiej Dłużynie Górnej. Wybudowano liczący niemal 4,5 kilometra rurociąg ciepłowniczy prowadzący przez las. Śmiałe przedsięwzięcie miało jednak dwa mankamenty. Pierwszy spowodowany był zapewne oszczędnościami i ciepłociąg poprowadzono nad ziemią, nie zapewniając mu wystarczającej izolacji. Tym samym woda, dochodząc do szklarni, miała niewiele więcej niż kilkanaście stopni Celsjusza. Dodatkowo cały gospodarstwo ogrodnicze ulokowane zostało na stoku opadającym w kierunku południowo-zachodnim, ku Nysie Łużyckiej. Dobrodziejstwa korzystnej orientacji wobec słońca zostały dosłownie wywiane przez silne wiatry wiejące tu z zachodu.

Ta nieudana inwestycja stała się pewnie gwoździem do trumny. W 1972 roku zarządzeniem Ministra Górnictwa i Energetyki Kaławsk przyłączono do KWB Turów i wkrótce zamknięto. W porównaniu z tym nowoczesnym gigantem niewielka i stara elektrownia była nierentowna i po prostu zbędna. Na terenie zakładu funkcjonowały później Zakłady Stolarki Budowlanej a obecnie – firma produkująca granulat do boisk sportowych. Jak łatwo się jednak domyślić – obu przedsięwzięciom daleko z rozmachem do dumnej miejskiej elektrowni.
Wokół kopalni i elektrowni i Zielonki funkcjonuje też pewien mit. Głosi on, że zakład zamknięto, gdyż w katastrofie mieli zginąć więźniowie wykorzystywani tu do najcięższych prac i trzeba było sprawę zamieść pod dywan. Udało mnie się jednak ustalić, że więźniowie pracowali w zakładzie, ale przy pracach pomocniczych na powierzchni.

Wyprawa do tego co pozostało po kopalni i elektrowni powinna zainteresować przede wszystkim amatorów turystyki industrialnej i kontaktu z naturą. Miejsca opisane w powyższym tekście rozrzucone są na sporej przestrzeni a część z nich leży głęboko w lesie. Najlepiej podjechać pociągiem do Węglińca (węzeł kolejowy na trasie Zgorzelec-Wrocław, 20 minut od Zgorzelca), a następnie przesiąść się na rower. Zaraz niedaleko dworca, przy ulicy Piłsudskiego 8, obok Nadleśnictwa mieści się dawny budynek dyrekcji kopalni. Wzdłużtej ulicy znajdują siętakże inne budynki kopalniane oraz należące do służby leśnej, którą także Zgorzelec posiadał własną.  Następnie należy skierować się na zachód i przy wylocie z miasteczka, po drugiej stronie DW296, wybudowano budynki mieszkalne dla górników. Co prawda do Zielonki prowadzi asfaltowa szosa, ale warto z niej zboczyć na północ i spróbować dalej jechać drogami leśnymi. W tym przypadku warto byłoby zaopatrzyć się w tradycyjną papierową mapę i zapoznać z tym, jakie informacje możemy odczytać ze słupków oddziałowych w Lasach Państwowych. Znacznie ułatwi to orientacje, zwłaszcza, że GPS często w lesie traci sygnał. Mapy elektroniczne też nie zawsze biorą pod uwagę wszystkie leśne drogi. W efekcie notorycznie zdarza się, że nawet lokalni mieszkańcy tracą orientację i potrafią błądzić godzinami (a nawet jak pokazał przypadek sprzed kilku lat – całymi dniami!). Tutaj warto nadmienić, że okoliczne lasy i w czasach początków elektrowni były wykorzystywane turystycznie. Na przykład na północ od szosy, na wzgórzu Wyżawa mieściła się kiedyś wieża widokowa. Pozostały po niej niestety tylko fundamenty oraz kamień upamiętniający Ernsta Gotthelfa Hüttiga, leśniczego, który rozpoczął stąd pomiary Puszczy Zgorzeleckiej. Ze wzgórza, zwłaszcza jesienią, roztacza się piękny widok na Bory Dolnośląskie.

Z Wyżawy niedaleko już do Rygli I (odkrywkowej części kopalni) i Rygli II (miejsce gdzie węgiel wydobywano głębinowo). Rozdziela je linia kolejowa. Po działalności ludzkiej pozostały tam jedynie relikty a zdewastowany teren przejęła przyroda: znajdziemy tam interesującą roślinność wodną i torfiskową. Spotkać można ptactwo wodne takie jak gągoły, cyraneczki, żurawie, perkozy czy zimorodki oraz leśne: trzmielojady, kobuzy, sóweczki i dzięcioły zielonosiwe. Stąd skierować możemy się drogami leśnymi w kierunku Zielonki.

Kominy dawnej elektrowni widać nawet z Góry Działoszyńskiej niedaleko Bogatyni. Cały zespół składa się z budynków elektrowni i brykietowni (obecnie przedsiębiorstwo produkcyjne), budynków socjalnych, biurowych oraz dwóch niewielkich osiedli mieszkalnych. Dalej możemy wyruszyć w kierunku południowym, trasą wytyczoną przez relikty nieszczęsnego ciepłociągu, który doprowadzi nas gospodarstwa szklarniowego. Stąd, kierując się na wschód, a następnie na północ wrócimy do Węglińca. Po drodze poszukać możemy innego materialnego świadectwa przynależności lasu do miasta – willę, która do 1945 roku służyła jako pensjonat dla urzędników zgorzeleckiego magistratu.

Tak, więc jeśli potrzebujecie dobrego pretekstu, aby wybrać się w miejsca, gdzie rzadko ktokolwiek zagląda, to historia powstania i upadku zakładu w Zielonce świetnie się do tego nadaję. Zwłaszcza że wytyczona trasa wiedzie głównie dobrej jakości drogami oddziałowymi i poprzez łagodny teren. Przygoda czeka, wystarczy się ruszyć.

Tekst ukazał się w kwartalniku Przystanek Dolny Śląsk nr 2/27 (2020). Cały numer w Przydatnych linkach.